115 prac plastycznych i 72 literackie wpłynęło na drugą edycję konkursu „Prezydentem Być”. Dzieci i młodzież z toruńskich szkół już po raz drugi rywalizowała o to, aby przez jeden dzień potowarzyszyć prezydentowi Michałowi Zaleskiemu. Rywalizacja była bardzo zacięta.
25 października w Domu Harcerza wręczono nagrody w drugiej edycji konkursu „Prezydentem Być”, który skierowany był do młodzieży szkolnej z toruńskich podstawówek i klas gimnazjalnych. Ogłoszony jeszcze przed wakacjami konkurs polegał na przedstawieniu w formie plastycznej lub literackiej wyobrażenia Torunia, gdyby to autor pracy był jego prezydentem. Kapituła konkursowa na zgłoszenia czekała do 30 września – aż 115 dzieci zdecydowało się wziąć udział w konkursie plastycznym, a 72 osoby nadesłały na konkurs swoje opowiadania.
Jury w obu konkursach musiało zdecydować, kto zasłużył na nagrody główne? Ostatecznie grand prix w konkursie plastycznym przyznano Weronice Włodek, w rywalizacji młodych literatów triumfowała Malwina Szymańska. Obie zwyciężczynie to uczennice Szkoły Podstawowej nr 24.
- Bardzo się cieszę, że tematyka konkursu zainteresowała tak wielu autorów i autorek. To, jak wyobrażacie sobie pracę prezydenta znajdziemy w waszych dziełach. To bardzo przyszłościowe spojrzenie na miasto, Wy patrzycie na to, co będzie w Toruniu za 10, czy nawet 15 lat. Satysfakcja i nagrody są ważne, ale sam udział w konkursach powinien być dla Was najważniejszy. Zachęcam do brania udziału w różnych rywalizacjach, to potrzebne i bardzo pobudza rozwój - gratulował laureatom prezydent Torunia Michał Zaleski.
W nagrodę przez jeden dzień – 15 listopada - dziewczynki będą towarzyszyć panu prezydentowi w jego codziennych obowiązkach.
Pozostali laureaci i osoby wyróżnione otrzymały zestawy pamiątkowych gadżetów. W sumie nagrodzono 36 osób.
Konkurs literacki:
KATEGORIA KLASY I – III Szkół Podstawowych:
Wyróżnienie:
Bartek Głaz ( SP nr 24)
Lena Trzeciak i Zuzanna Kłosowska ( SP nr 8) - praca wspólna
KATEGORIA KLASY IV – VI Szkół Podstawowych:
I nagroda – Julia Szeląg (SP nr 8)
II nagroda – Ignacy Krzemkowski ( SP nr 7)
III nagroda - Adam Kazimierczak ( SP nr 7)
Michał Szczurko ( SP 8)
Wyróżnienia: Emilia Miszewska ( SP nr 24)
Stanisław Rutkowski ( SP nr 13)
Marcel Prochera ( SP nr 13)
Natalia Budzyńska ( SP nr 8)
Jakub Tomicki ( SP nr 35)
Daria Żabecka (SP nr 17)
KATEGORIA KLASY VII, VIII Szkół Podstawowych i klasy gimnazjalne:
I nagroda - Wiktoria Grzmocińska ( SP nr 24)
II nagroda - Weronika Grabowska ( SP nr 35)
III nagroda - Michał Skibiński ( SP nr 14)
Wyróżnienia: Marta Kuczmarska ( SP nr 1)
Ida Klim ( SP nr 24)
Jagoda Ignasiak ( SP nr 31)
Wiktoria Szwajda ( SP nr 16)
Konkurs plastyczny:
KATEGORIA KLASY I – III Szkoły Podstawowe:
I nagroda - Michalina Tomczak zgłoszenie indywidualne
II nagroda - Kornelia Baran (SP nr 16)
III nagroda - Lena Hartowicz (SP nr 16)
Wyróżnienia: Paweł Dragan (SP nr 6) , Olga Więckowska (SP nr 1) ,Joanna Wełniak (SP nr 6)
KATEGORIA KLASY IV – VI Szkoły Podstawowe:
I nagroda – Maja Meller (SP nr 14)
II nagroda – Tomasz Wysocki (SP nr 28)
III nagroda - Maja Konefał (SP nr 10)
Wyróżnienia: Kuba Lipski (SP nr 10) , Tamara Borecka (SP nr 14)
KATEGORIA KLASY VII, VIII Szkół Podstawowych i klasy gimnazjalne:
II nagroda - Dominika Rosińska (SP nr 14)
III nagroda - Zuzanna Silewicz (SP nr 16)
Wyróżnienia: Natalia Czerniawko (SP nr 14).
Nagrodzone i wyróżnione prace:
Malwina Szymańska
Prezydentem być
To był zwykły dzień. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Normalna środa, jak każda inna. Ten dzień byłby zwyczajny do samego końca, gdyby nie pewien człowiek, który przyszedł do mojego domu. Opowiem wam.
Skończyłam odrabiać prace domową. Rysowałam jakieś miasto. Na rysunku była zielona trawa, drzewa, powietrze nie było zadymione. Był też plac zabaw. Ogromny plac zabaw. I mnóstwo innych atrakcji. Baseny, parki trampolin, parki rozrywki, skateparki, centra handlowe. Czas z rodziną można było spędzać w cichych parkach oraz w specjalnym budynku w którym czekało mnóstwo zabaw. Były tez rzeczki , mosty i niesamowite konstrukcje, które spotyka się w filmach i wielkich miastach. I pełno ludzi! Wszyscy byli zadowoleni!
W pewnym momencie do pokoju weszła mama i zaczęła cos mówić. Tylko udawałam, że jej słucham, bo w rzeczywistości rysowałam kolejne neony.
Skończyłam szkic. Postanowiłam zrobić sobie przerwę, gdyż rysowanie i wymyślanie tego, co rysowałam mnie zmęczyło. Wyszłam z pokoju i zauważyłam, że nie ma mamy. Spojrzałam na zegar. Była szesnasta. Pewnie poszła odebrać mojego brata z przedszkola. Zaczęłam bawić się telefonem.
Po jakimś czasie ktoś zadzwonił do drzwi. To mama – pomyślałam. Nie, to nie mama. Mama otworzyłaby drzwi kluczem. Leciutko uchyliłam drzwi. Po drugiej stronie stał nie za wysoki pan ubrany w ciemnoniebieski garnitur. Miał na głowie mały cylinder.
- Otworzysz mi czy nie? – zapytał.
- A można wiedzieć kim pan jest? – chciałam się dowiedzieć
- Można, ale nie teraz. Wychodzimy!
-To pomyłka proszę pana! Nigdzie nie idę! – co robić? Pomyślałam. Dzwonić na policję?
- Zaufaj mi – mówił nieznajomy.
- Nie!
Ale te człowiek nie chciał się dłużej kłócić. Wziął mnie na ręce i biegł przez klatkę schodową. Potem wsiadł ze mną do samochodu. Kierowca był dość wysoki ubrany tak samo, jak drugi pan, tylko, że na czarno.
Ruszył, a ja krzyczałam najgłośniej, jak mogłam. Po minucie stwierdziłam, że to nic nie da. Pewnie wywiozą mnie gdzieś za granicę i sprzedadzą jako niewolnicę. A jak będę krzyczeć to zakleja mi buzię!
Jechałam przez stare miasto. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ żeby szybciej wyjechać za granicę, lepiej wyjechać z miasta, a nie pakować się tam, gdzie są największe tłumy. Jechałam chwilę, i wiecie co? Zatrzymali się przy jakimś budynku. Kazano mi wysiąść i iść za nimi. Bałam się, ale pomyślałam, że jak będę posłuszna, to może nic mi nie zrobią. Weszliśmy do środka, do jakiegoś pokoju. Usiadłam na krześle. Pan, który dosłownie wyniósł mnie z domu zaczął mówić.
- Stała się okropna rzecz. Wiedza o niej tylko nieliczni i ty też powinnaś o niej wiedzieć. Powiemy ci.
- To pomyłka! Chcę wracać do domu! – krzyczałam.
- Wysłuchaj nas, proszę. Otóż pan prezydent pewnego dnia wychylił się za okno i spadł z drugiego piętra. Mocno uderzył w coś głową. Jest teraz w szpitalu. Przez rok nie będzie mógł wykonywać swoich obowiązków. Ty go zastąpisz.
- To jakieś żarty! – krzyczałam, no bo to chyba logiczne, że prezydentem powinien być ktoś dorosły. Z drugiej strony, zostanie prezydentką miasta było moim skrytym marzeniem.
- Naprawdę ja? – zapytałam. – A kim pan jest?
- Ja będę twoim doradcą. Będę rozpatrywał twoje pomysły i mówił ci czego oczekują mieszkańcy. Ogólnie mówiąc, będę ci pomagał.
- A co z moimi rodzicami?
- Wysłałem mojego brata, żeby pokazywał sztuczki magiczne na ulicy. Twój brat z twoją mamą natkną się na niego po drodze z przedszkola. To ich trochę zatrzyma, a ja w tym czasie wszystko ci wytłumaczę i zawiozę cię z powrotem do domu. A tata, jak wiesz jest jeszcze w pracy.
Pan wydawał mi się teraz na godnego zaufania.
- Niech mi pan wszystko wytłumaczy – powiedziałam z uśmiechem.
- W tym miesiącu wymyślisz parę rzeczy, które ulepszyłyby miasto. Będziesz działać potajemnie, a ja co tydzień będę przyjeżdżać i ci pomagać, gdy będziesz sama w domu. Ty mi wtedy powiesz, co wymyśliłaś i razem to rozpatrzymy.
- Dlaczego mam działać potajemnie? – zapytałam.
- Ponieważ gdyby świat dowiedział się o tym, że dwunastolatka została prezydentką Torunia, to nie wiadomo, co by się działo!
- Rozumiem, ale mam jeszcze jedno pytanie – oznajmiłam.
- Jakie?
- Dlaczego panowie mnie porwali?
- Zakładaliśmy, że będziesz krzyczeć tak głośno, że przybiegną sąsiedzi – odezwał się kierowca, który dotychczas stał w kącie i nic nie mówił. – Jak my byśmy się im tłumaczyli?
- Pewnie jesteś ciekawa skąd tyle o tobie wiemy – spytał mnie drugi pan.
- Tak – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Obserwujemy cię od paru lat. Jesteś taką rezerwową…
Kierowca spojrzał na zegarek.
- Do samochodu! – krzyknął.
Panowie odwieźli mnie do domu a chwilę później przyszła mama z bratem.
W tym tygodniu miałam pełno obowiązków. Bardzo zdziwiłam się, gdy w środę jak byłam sama w domu znów zadzwonił dzwonek do drzwi. Tym razem spojrzałam przez lufcik i zobaczyłam… doradcę! Otworzyłam, a on usiadł na moim łóżku. Byłam trochę zawstydzona, bo miałam bałagan w pokoju, jednak pan nie zwracał na to uwagi.
- I co wymyśliłaś przez ten tydzień? – powiedział z uśmiechem.
- Zapomniałam… - zaczęłam.
- Tak nie może być! Myślałem, że będziesz mieć masę pomysłów. Dzieci mają wielką wyobraźnię!
- Zapomniałam proszę pana…
- Dobrze. Trudno. Jakoś to załatwimy. Tak się akurat składa, że jednak nie będę mógł przychodzić co tydzień. Nikt nie może mnie zastąpić. Przyjdę dopiero na koniec miesiąca. Na ten dzień masz już mieć wizję nowego Torunia. Podpowiem ci jedno: Torunianie oczekują nowoczesności!
I wyszedł.
Dziwny człowiek – pomyślałam. Taki z niego doradca, że prawie nic nie doradził. Przyszedł i wyszedł. Co to ma być?! Byłam zła. Trudno, muszę coś wymyślić. Ale mam tyle obowiązków – rozmyślałam.
Miesiąc mijał w ekspresowym tempie. Siedziałam długo w szkole, miałam trudne prace domowe, dużo nauki i jeszcze jakieś dodatkowe zajęcia. Myślicie pewnie, że miałam na pewno parę godzin wolnych. Owszem, miałam, ale przyznam, że mam duży problem z telefonem. Jak tylko go włączę, to nie wyłączę przez pół godziny. Chcę coś sprawdzić, a tu mi się przypomina filmik, którego nie dokończyłam. I oglądam go. Jak oglądam filmik, to przychodzą powiadomienia o tym, co kto napisał na którym portalu społecznościowym. I wchodzę na nie. Potem gram we wciągającą grę. Zanim się obejrzę mija godzina! No i jeszcze dodam, że w telewizji co wieczór leci jakiś fajny program. Z tego wszystkiego zapominam o byciu prezydentką!
Pewnego dnia wróciłam ze szkoły i spojrzałam na kalendarz. Był trzydziesty września! Tego dnia miał przyjść doradca! Zaczęłam szybko myśleć. Jak by tu ulepszyć Toruń? Darmowe słodycze? Nie! Kto by je chciał je rozdawać? Muzyka na całe miasto? Nie wszystkim by się podobała! Ze stresu do głowy przychodziły mi same głupoty. Rzuciłam się na łóżko. W powietrze poderwała się jakaś kartka. Złapałam ją. To był mój rysunek miasta! Olśniło mnie! Zrobię tak, jak na rysunku! I dodam jeszcze wielkie, nowoczesne „niewiadomoco”! Będzie się można na nie wspinać i robić sobie z nim zdjęcia! Zrobię też „Ogród Seniora”. Jeszcze do końca nie wiem co w nim będzie, dlatego zrobię ankietę! Powstanie więcej jadłodzielni, by nie marnowało się jedzenie.
Ding-dong – zadzwonił nagle dzwonek. Pobiegłam otworzyć. To był oczywiście prezydencki pomocnik. Opowiedziałam mu całą historię z moim wymyślaniem.
- Przydałyby się jeszcze siatki pod oknami – powiedział – żeby ludzie nie wypadali z okien na ulicę. – zaśmiał się doradca.
- Taa .
- Nie da się w rok przemienić Torunia w twój rysunek, ale zrobimy co się da. Jadłodzielnia, „Ogród Seniora”i „niewiadomoco” też są świetne i od nich zaczniemy.
Byłam z siebie zadowolona. Toruń będzie lepszy! A doradca nie jest takim złym doradcą. Dał mi radę. Zawsze po włączeniu telefonu mam ustawić alarm. Jak zadzwoni – wyłączam komórkę.
Adam Kaźmiarczak:
Każde dziecko marzy,
że coś dobrego w jego życiu się wydarzy.
Nie ma wśród nas nudziarzy
i każdy na coś się w życiu odważy.
A ja chciałbym być prezydentem,
nie pływać okrętem,
nie być agentem, dyrygentem i korespondentem
choć nie jestem antytalentem.
Wszystkie szkoły byłyby nowoczesne,
chodzenie do nich nie byłoby tak bolesne.
Miałyby wielkie boiska, niczym lotniska,
a baseny jak duże wodne akweny.
Wybudowałbym najpiękniejszy obiekt w Polsce
i nie poddałbym się beztrosce.
Zadbałbym o środowisko,
żeby moje miasto wyglądało jak uzdrowisko.
Każde dziecko i zwierzę
mieszkałoby jak na włoskiej Riwierze.
Nikt nie chodziłby już głodny
i zawsze byłby tylko pogodny.
Bardzo w to wszystko wierzę...
Daria Żabecka:
Jak wyglądałby Toruń, gdybyś była Prezydentem Miasta
Czasami zastanawiam się co bym zrobiła, gdybym została prezydentem miasta. Chciałabym wprowadzić zmiany, które spowodowałyby, że Toruń byłby miejscem idealnym dla dzieci.
Szkolne plecaki byłyby lżejsze, ponieważ w szkołach każde dziecko pracowałoby
na komputerze. Wszystkie placówki oświatowe miałyby swoje platformy informatyczne,
na których odrabiałoby się lekcje i przesyłało do nauczyciela do sprawdzenia. Dzieci uczyłyby się więcej języków obcych. Przynajmniej raz w tygodniu zajęcia odbywałyby się
z native speakerem. To umożliwiłoby szybsze opanowanie materiału oraz ułatwiłoby porozumiewanie się podczas wakacyjnych wyjazdów za granicę. Dzieci jeździłyby częściej na wycieczki szkolne w ciekawe miejsca w Polsce, aby zwiedzać nasz kraj od najmłodszych lat. Raz w miesiącu szkoła organizowałaby wyjścia do muzeów, żeby poznawać historię nie tylko z książek. Dużo łatwiej ją zapamiętać, oglądając ciekawe eksponaty i słuchając opowieści przewodnika. Zajęcia częściej powinny odbywać się np. w Młynie Wiedzy, gdzie można byłoby przeprowadzić różne eksperymenty i uczyć się poprzez zabawę. Dla najlepszych uczniów z każdej szkoły nagrodą byłby wakacyjne wyjazdy na obozy naukowe, sportowe lub artystyczne.
Zaproponowałabym, aby w weekendy były darmowe wejściówki do kin
i teatrów. Powstałoby kino 4D. Bardzo bym chciała, aby toruński Ogród Zoobotaniczny został rozbudowany. Raz w miesiącu byłby do niego bezpłatny wstęp, aby każde dziecko mogło podziwiać rzadkie okazy roślin i zwierząt. Marzę, aby w naszym mieście powstał park rozrywki z wielkimi rollercoasterami oraz duży aquapark. Dzięki temu dzieci, które
nie wyjeżdżają z Torunia w wakacje, miałyby w tym czasie zapewnione dodatkowe atrakcje.
Dalej rozbudowywałabym ścieżki rowerowe. W okolicach Starego Miasta powstałyby nowe parkingi podziemne, aby rodziny mogły bez problemów dostać się do centrum. Zadbałabym także o ułatwienia dla osób niepełnosprawnych, by łatwiej mogły się poruszać
i korzystać z różnych atrakcji. Wykorzystując malownicze położenie miasta, zwiększyłabym ilość rejsów po Wiśle.
Myślę że, gdyby moje pomysły udało się zrealizować nie tylko dzieciom
w Toruniu żyłoby sie lepiej. Każdy rodzic byłby zadowolony, że mieszka w mieście
tak przyjaznym najmłodszym.
Ida Klim:
People help the people
Ta historia nie będzie o tym, czego wspaniałego to ja nie zrobiłam. Ta będzie historia, której byłam świadkiem. Historia, która tchnęła we mnie miłość i inspiracje do stworzenia projektu. Była już jesień, piękna pora roku, w której to malownicze liście opadają na ziemię, dzień staję się krótszy i coraz chłodniejszy. Lubiłam tę porę roku. Było w niej coś magicznego, może magia kryła się w spadających liściach, czy choćby w herbatce przygotowywanej przez moją mamę, nie wiem. Wiem jednak to, że tego dnia wyszłam wcześniej z pracy, co u mnie zdarzało się bardzo rzadko, z racji ciężkiego, aczkolwiek dość przyjemnego obowiązku, jakim jest opiekowanie się Toruniem. Zawsze byłam niesamowicie zdumiona, że tyle ludzi ma do mnie tak ogromne zaufanie, dlatego nigdy nie chciałam ich zawieść. Przechadzałam się po mieście, usiłując wychwycić detale, którymi cechowali się ludzie przechodzący obok mnie. A to żywo gestykulująca kobieta lub chociażby śliczne dziecko, które podskakiwało, wskazując na stare szyldy wiszące przy niektórych kamienicach. Ludzie, którzy nieustannie dokądś biegną, którzy rozmawiają ze sobą i ci, którzy na coś czekają. Chodziłam bez celu po mieście. Nie miałam ochoty na nic do jedzenia, a mimo wszystko coś kazało mi zostać tu, na mieście. Jakby głosik w mojej głowie mówił: Poczekaj chwilę, naprawdę warto. Po raz chyba piąty chodziłam wzdłuż szerokiej, kiedy mój wzrok natrafił na starszego mężczyznę, w nie do końca czystym ubraniu, z siwymi włosami w nieładzie. Wpatrywał się on tępo w ziemię i ignorował skutecznie przechodniów, którzy szczerze mówiąc, nie okazywali się mile nastawieni. Matki z dziećmi omijały szerokim łukiem tego człowieka, młodzi ludzie odwracali wzrok, a silniejsi mężczyźni próbowali go stąd wyprosić, ale kiedy nie dawało to skutku, po prostu odchodzili. Stałam z boku, niezdolna do żadnego ruchu. Obserwowałam tego człowieka przez dłuższą chwilę. Czyżby był chory? Co takiego się stało? W pewnym momencie podeszła do niego młoda kobieta. Miała brązowe, opadające falami włosy, które opadały na jej drobne ramiona. Twarz miała życzliwą i uśmiechniętą, a oczy ciepłe, o orzechowej barwie. Odziana była w beżowy płaszcz oraz szary szal do kompletu z czapką. Z wyciągniętą ręką podeszła do mężczyzny. Spojrzał na nią, a jego oczy wyrażały nieme zdumienie.
- Dzień dobry. – powiedziała wesoło.
Nie dowierzałam własnym oczom. Żaden z innych przechodniów nie zwrócił się do tego człowieka z taką życzliwością. Co więcej, żaden nie zaczął od tak zwykłej, a jednak tak ważnej uprzejmości.
- Dzień dobry. – odpowiedział cicho, obojętnie.
- Nie powinien pan tutaj siedzieć. – stwierdziła brązowowłosa. – Może pan zachorować z tego zimna. – dodała zatroskana.
- Dziękuję, ale nie za wiele mnie to obchodzi. – odparł uprzejmie pan, po czym znów wrócił do uprzedniej pozy.
Zastanawiałam się, szczerze mówiąc, czy ta dziewczyna się podda. Pójdzie w swoją stronę i zostawi go samemu sobie. Jakież było moje zdziwienie, gdy ona się roześmiała. Jej melodyjny i wesoły śmiech potoczył się po ulicy, zwracając uwagę innych przechodniów, lecz nie na długo.
- Myślę jednak, że powinno pana to obchodzić. Czy zechciałby się pan przejść ze mną na ciepłą herbatę? – zapytała najzwyczajniej w świecie.
- Dziękuję, ale nie trzeba. – uparcie stał przy swoim starszy człowiek.
- Bardzo proszę. Chciałabym panu coś powiedzieć. – uśmiechnęła się.
Wlała w ten uśmiech tyle uczuć, że staruszek pokiwał powoli głową. Złapał jej drobną dłoń i podniósł się z ziemi. Otrzepał się z kurzu i razem z brunetką zniknął w tłumie ludzi.
***
Chodziłam przez kilka dni nieustannie, próbując wzrokiem odnaleźć kobietę czy chociażby tego pana. Po tygodniu straciłam nadzieję na jakiekolwiek spotkanie tych ludzi. Mimo wszystko udałam się jeszcze raz na Szeroką. Było już dość późno, a niebo zmieniło się z błękitnego na granatowe. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Ulica jak zwykle wypełniona była ludźmi, którzy dążyli do sobie tylko wiadomego celu. Byłam w połowie przemierzanej zazwyczaj drogi, gdy moją uwagę przykuła dorosła kobieta. Siedziała skulona przed drzwiami i zanosiła się płaczem. Tusz do rzęs spływał po jej twarzy wraz ze łzami, których potok nie ustawał. Szminkę roztarła na długość całego policzka, próbując otrzeć trochę łzy. Blond włosy miała potargane, a sukienkę mocno wygniecioną. Nie miała poza tym na sobie nic, żadnego okrycia. Szlochała, a ludzie się przyglądali. Niektórzy wskazywali palcami, ale nikt nie raczył się zatrzymać. Przy takiej pogodzie może się poważnie rozchorować, lecz ona nie zamierzała się ruszyć. Z tłumu ludzi, wyłoniła się osoba, której szukałam przez cały tydzień. Dziewczyna podeszła do blondynki i uklęknęła przy niej. Ludzie ze zdumieniem patrzyli na brązowowłosą. Zapłakana dziewczyna zasłoniła sobie twarz dłońmi, ale nie mogła powstrzymać spazmów szlochu, który wydobywał się z jej gardła i prowadził do niekontrolowanego i gwałtownego unoszenia się klatki piersiowej. Brunetka wzięła w obie dłonie jej zimne ręce i przytrzymała. Spojrzała na twarz zapłakanej kobiety i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Ściągnęła z siebie szal, który po rozłożeniu przypominał bardziej koc niźli okrycie na szyję. Opatuliła nim szczelnie blondynkę, a następnie oddała jej również swoją czapkę.
- Hej, wszystko będzie dobrze. – powiedziała kojąco. – Tylko wstań i nie daj się lękom.
- Dziękuję… - odpowiedziała między spazmami płaczu blondynka.
Podniosła się niezgrabnie z ziemi i trzęsąc się na całym ciele, przytuliła do brunetki. Kobieta ścisnęła ją mocniej i pozwoliła wypłakać się w ramię. Z każdą chwilą, narastał we mnie podziw dla tej wspaniałej osoby, która nie bała się pomagać innym.
***
Przez następne dwa tygodnie moich myśli nie zajmowało nic innego niż dziewczyna o brązowych włosach. Nie odstępowała mnie w pracy i w domu. Przez ten czas nie wyszłam ani razu na miasto. Nie wiem czemu. Coś kazało mi się zatrzymać w miejscu i pomyśleć. Co też uczyniłam. Stwierdziłam, że tak naprawdę chciałabym spotkać i poznać tę niezwykłą osobę. Postanowiłam, że jeżeli jeszcze raz ją spotkam, to podejdę do niej i z nią porozmawiam. Z takim zamiarem wyszłam z urzędu miasta i rozpoczęłam wędrówkę po mieście, tym razem nie zaczęłam swojej wędrówki od Szerokiej. Udałam się na początku do Baja Pomorskiego, gdzie przejrzałam repertuar i wykupiłam bilety na bajkę Jaś i Małgosia, byłam również nad Wisłą i koło Krzywej wieży. Zahaczyłam również o piekarnię i kupiłam parę bułek oraz bochenek chleba. Przeszłam przez dziedziniec ratusza, podziwiając jego kunszt i historię oraz przystanęłam przy pomniku wielkiego astronoma Mikołaja Kopernika. Dopiero po zobaczeniu jednych z najbardziej znanych miejsc tego miasta, udałam się wzdłuż najczęściej odwiedzanej przeze mnie ulicy. Pogoda była piękna. Niebo było bez chmurki, słońce dawało odrobinę ciepła, a wiatr w ogóle nie wiał. Z każdej strony czuć było mnóstwo zapachów przepysznych potraw, w które genialni kucharze wkładają tyle pasji. Rozglądałam się wokoło, szukając tej jednej osoby, lecz znowu nie mogłam jej znaleźć. W sumie czego oczekiwałam? Pojawienia się nieznanej mi kobiety i porozmawiania z nią przy herbatce? Możliwe, ale jak na razie nigdzie nie było jej widać. I w momencie, kiedy zaczęłam rozważać powrót do domu i ciekawej książki, usłyszałam cichutki płacz, dochodzący z rogu ulicy Mostowej i Szerokiej. Momentalnie przystanęłam i odwróciłam się. Na rogu stała kobieta w średnim wieku. W rękach trzymała małe zawiniątko, a do jej nóg przywierało małe, na oko czteroletnie dziecko. Ich ubrania na pewno nie były w dobrym stanie, a ponadto mieli wychudzone twarze. Czteroletni chłopczyk trzymał się kurczowo matki i wpatrywał się sarnimi oczkami w tłum na ulicy. Reakcja otoczenia była przerażająca, choć powinnam była pamiętać to ich reakcje z poprzednich sytuacji. Reakcja była żadna. Przechodzili obojętnie z nosami wpatrzonymi w ekrany telefonów. A ja stałam i patrzyłam, czekając na jedną osobę, która powinna się zjawić. Nie zjawiała się jednak. Nerwowo rozglądałam się, czekając, aż z tłumu wyłoni się brązowowłosa kobieta. Mijały jednak minuty i nic się nie działo. Małe zawiniątko w rękach kobiety rozpłakało się na dobre. Nadal jednak nic się nie działo. W moich wyobrażeniach brunetka na dźwięk płaczu pojawiała się przy ludziach i czyniła dobro.
- Ciii kochanie. Będzie dobrze. – szeptała kobieta, łamiącym się głosem, próbując przekonać również siebie do tego zdania.
- Mamusiu, głodny jestem. – powiedział czteroletni chłopczyk, kierując wzrok na matkę.
- Wiem kochanie, ale ja nic nie mam. – powiedziała smutno.
Moje serce się ścisnęło, a w oczach pojawiły się łzy. Nie myśląc wiele, podeszłam do kobiety i wyciągnęłam z torebki chleb oraz bułki. Wcisnęłam je jej do wolnej ręki. Matka dwójki dzieci spojrzała na mnie i się rozpłakała.
- Dziękuję. – wychlipała, wylewnie ściskając moją dłoń.
Ze ściśniętym gardłem i łomoczącym nieustannie sercem oddaliłam się od rodziny. Nie mogłam nic z siebie wykrztusić, więc odeszłam. Nie zwracałam na nic uwagi. Nie miałam pojęcia, że z drugiego krańca ulicy przyglądała mi się pewna brunetka, uśmiechając się promiennie do siebie. Pognałam do domu, aby dopiero tam, wśród czterech ścian rozpłakać się.
***
Po tym wydarzeniu nie mogłam spać. Coś we mnie nie dawało mi spokoju. Aż w końcu uświadomiłam to sobie. Takich sytuacji może być więcej. Tylko co ja mogę z tym zrobić. I wtedy mnie oświeciło.
***
Zostałam wybrana prezydentem nie po to, by rządzić, ale by pomagać. Niezależnie od stanowiska, jakie zajmujemy, zawsze możemy pomagać. Mój projekt został wprowadzony w zimie. Miał na celu otworzenie ludziom oczu. Byłam pewna, że wszystko się uda, musiało się udać. I tak rok później siedziałam na ławeczce, kontemplując widoki zachodzącego słońca. Ściskałam w dłoni termos z gorącą herbatą i patrzyłam w dal. Projekt okazał się fenomenem, a ludzie stali się inni. Byłam dumna z mieszkańców Torunia. Poczułam, że ktoś przysiada się obok. Odwróciłam głowę i napotkałam spojrzenie orzechowych oczu. Tę osobę poznałabym wszędzie. Uśmiechnęła się do mnie.
- Dziękuję. – powiedziała.
- Dziękujesz mi? – zapytałam zdziwiona.
- Tak. Pomogłaś nauczyć ludzi reagować na cudzą krzywdę. – powiedziała zamyślona.
- Najpierw jednak ktoś musiał nauczyć mnie. – powiedziałam, spoglądając na nią z uśmiechem.
Ludzie pomagają ludziom. Nie bójmy się pomagać.
Ignacy Krzemkowski:
Co wielkiego zrobiłbym,
gdybym Prezydentem był?
Krzywą Wieżę wyprostował,
świeżej wody Wiśle dolał,
Flisakowi wszystkie żaby
powyganiał do sadzawy.
Globus pana Kopernika
bym zamienił na piernika
… na takiego w czekoladzie,
żeby dłonie miał w nieładzie.
Mieszkałbym zaś na Ratuszu
i nadstawiał dwoje uszu,
bo kwiaciarki, daję słowo,
plotką żyją nałogowo!
Miałbym tramwaj na wyłączność,
żeby mieć ze światem łączność.
Rikszą jeździłbym w niedzielę
z kolegami – na karuzelę.
Na Jordankach, wielkiej scenie
to hodowałbym jelenie
… może żaby albo łanie,
każdy bilet nań dostanie!
Na Szerokiej teatr będzie,
]milion widzów na nim siędzie.
To Horzycy się nie śniło,
jakby pięknie w mieście było!
Stare Miasto, Rynek Nowy,
wszędzie zapach piernikowy...
Stop! Już dość! Cóż ja plotę?
Mnie na taką stać głupotę?!
Niech się w piątą żabę zmienię,
ja Torunia nie zamienię!
Ten Prezydent mądry będzie,
co Torunia nie zdobędzie.
Zakochany w mieście tym,
będzie wiódł wspaniały PRYM!
Praca Bartka Głaza do przeczytania tutaj
[2]
Marta Kuczmarska
Jak wyglądałby Toruń, gdybyś był Prezydentem Miasta?
Codziennie wychodząc z domu do szkoły, przechodzę przez park, który mieni się paletą barw. Uwielbiam przyrodę, która doskonale komponuje najlepsze plastyczne arcydzieła. Zaczynała się właśnie wiosna, dookoła budziło się życie z zimowego snu. Powrót wiosny daje nam nowe możliwości spełnienia. Tak więc ja postanowiła zrobić coś dla innych, coś nowego. Idąc parkiem miałam wrażenie ,że przeżywam de javu . W parku na ławce siedział starszy mężczyzna, o ile mnie pamięć nie myli, zeszłego roku o tej porze też tu siedział. Wyglądał na smutnego ,osamotnionego wilka, który zgubił swoje stado . Postanowiłam, że jutro z nim porozmawiam, gdyż teraz spieszę się do szkoły.
Następnego dnia idąc tym samym parkiem popatrzyłam w kierunku wiadomej ławki i nie myliłam się, ten starszy mężczyzna nadal tam siedział. Podeszłam do ławeczki, na której siedział i zapytałam:
- Dzień dobry. Czy mogę się przysiąść?
Mężczyzna skinął tylko głową , dając znać ,że jest to mu obojętnie.
- Ładną pogodę dzisiaj mamy? Jednak nie usłyszałam odpowiedzi.
Z uwagi ,że już musiałam iść do szkoły wstałam, pożegnałam się mówiąc :
- Do widzenia, do zobaczenia jutro.
Mężczyzna na mnie spojrzał i nic nie odpowiedział. Jednak ja wiedziałam ,że jutro jest sobota i mam wolne od szkoły, więc będę miała więcej czasu na rozmowę.
Nadeszła sobota , poszłam do mojego ukochanego parku i nie zawiodłam się, mężczyzna siedział tam jak co rano , nie wiem dlaczego, ale nie bałam się go, będąc przy nim czułam jak emanuje od niego dobro. Zbliżyłam się do no niego i powiedziałam :
- A ku- ku , to znowu ja . Dzień doberek, słoneczko wesołe wyszło ,wszystko się budzi do życia, a pan taki smutny. Mam na imię Agata, a pan?
W tym momencie wyciągnęłam rękę w kierunku mężczyzny w geście przywitania i oczekiwałam jego reakcji.
Mężczyzna spojrzał na mnie i zaczął się śmiać, podał mi rękę i się przywitał ze mną, odpowiadając:
- Mam na imię Stanisław, dziecko rozśmieszyłaś mnie, masz w sobie wulkan pozytywnej energii.
W tym momencie poprosiłam Pana Stanisława, by mi powiedział, dlaczego przesiaduje codziennie sam na tej ławce. Popatrzył na mnie i zaczął mi opowiadać, że w tym parku przed laty spędzał czas ze swoją rodziną oraz, że tutaj odbywały się spotkania osób starszych, które w tym miejscu spotykały się, grały w różne gry, rozmawiały, urządzały pikniki. Swoją opowieść zakończył , słowami: „Gdybym był Prezydentem miasta, przywróciłbym to miejsce do dawnej świetności, kiedy rodziny i ludzie byli dla siebie a nie obok siebie”. Opowieść Pana Stanisława ,była piękna i rzeczowa ,a opowiadał to z taką pasją i nutką nostalgii, że postanowiłam zrobić wszystko co w mojej mocy, by znów przywrócić temu miejscu życie ,za jakim tęsknił Pan Stasiu.
Początek tygodnia zaczął się bardzo intensywnie , gdyż wdrożyłam swój plan przywrócenia świetności parkowi Pana Stasia. Każdy dzień miałam ściśle zaplanowany, by dopiąć wszystko na ostatni guzik. Dni mijały nieubłaganie szybko, a ja miałam nadzieję , że to co planuję, uda mi się . W końcu nadszedł piątek ,kiedy to miało się zacząć. Poszłam po szkole do parku i nie myliłam się, ,zastałam tam Pana Stanisława. Po dłuższej rozmowie zaproponowałam mu wspólne spędzenie jutrzejszego dnia w parku pod pretekstem nauczenia mnie kilku fajnych starych zabaw. Mój starszy przyjaciel bardzo się ucieszył i powiedział:
- Do jutra Agato.
Zrobiło mi się przyjemnie , a głos jakim to wypowiedział już nie był smutny lecz pełen radości.
Kiedy w parku zostałam sama, wzięłam się do pracy. Wykonałam kilka telefonów i zaczęło się.
To miejsce, które od dłuższego czasu było szare ,bure i ponure ,w jednej sekundzie zmieniło się w wielki plac pełen ludzi, którzy coś zakładali, budowali i ćwiczyli, a wszystko to po to, by pokazać jednej osobie ,że nie ma rzeczy niemożliwych.
Nastała sobota, pobiegłam do parku skoro świt, by sprawdzić swoją niespodziankę. Na miejscu wszystko było w jak najlepszym porządku, pozostało mi tylko oczekiwać przyjścia Pana Stasia.
Nadszedł moment, kiedy mój przyjaciel przyszedł, gdy wszedł na teren parku, oniemiał. Podbiegłam do niego i powiedziałam:
- Panie Stasiu, niespodzianka!
Starszy Pan stał i nie dowierzał w to co widział , rozejrzał się dookoła i nie wiedział, co ma powiedzieć, więc przejęłam prym i zaczęłam:
- Drogi mój przyjacielu zrobiłam to wszystko dla ciebie, byś poczuł się ,jak za starych dobrych czasów, a teraz Cię oprowadzę po całym miejscu i pokażę ci każdy kram.
Kontynuując wzięłam go za rękę jak wnuczki swoich dziadków i zaczęłam go oprowadzać, jednocześnie opowiadając co, gdzie się znajduje:
Wskazując na pierwsze stoisko:
- Tutaj mieści się punkt szachowy , to jest ulubiona gra z pana dzieciństwa.
Mówiąc to spojrzałam na jego twarz, zaczęła się w końcu uśmiechać, gdy oprowadzałam go po wszystkich stanowiskach, a było ich niemało. Znajdowało się stanowisko gry obręczą i patykiem, o której mi opowiadał mój nowy przyjaciel. Były również wyścigi kapsli i wiele innych atrakcji ,do których Pan Stanisław miał wielki sentyment. Na koniec zostawiłam najlepsze , podeszłam pod scenę i pokazałam mówiąc:
- Tutaj wystąpią wielcy artyści ,może nie gwiazdy telewizyjne , a nasze lokalne.
W odpowiedzi usłyszałam:
- Jakie gwiazdy?
Wtedy powiedziała, że zaprosiłam na dziś klub seniora ze swoim repertuarem, w którym są piosenki starsze i teraźniejsze oraz wystąpią dzieci z pobliskiej szkoły ,która ma swój klub kabaretowy.
Wtedy na jego twarzy zagościł najszczerszy uśmiech jaki widziałam i powiedział:
- Dziecko jak ty tego wszystkiego dokonałaś, jestem bardzo szczęśliwy, tylko nie rozumiem jednej rzeczy?
- Jakiej?- zapytałam zdziwiona.
W odpowiedzi usłyszałam:
- Powiedz mi po co jest tu ta wielka płachta materiałowa przy scenie, rozciągająca się po całym skwerze?
Na co ja odpowiedziałam:
- Jak to po co? Około godziny 13.00 odbędzie się tu piknik rodzinny , przybędą całe pokolenia rodzin po to, by pokazać panu, że wszystko się może zdarzyć.
Pan Stanisław z radości się popłakał i uścisnął mnie , a jego wzrok i mimika twarzy pokazała mi ,że jest bardzo wdzięczny. Było to dla mnie największe podziękowanie za cały trud jaki włożyłam w przygotowania.
- To co zaczynamy zabawę?!- zapytałam.
Mój przyjaciel wtopił się w tłum , chodził od stoiska do stoiska. Cały czas bacznie go obserwowałam. Był szczęśliwy jak dziecko. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju , rozglądałam się bacznie, ale nie widziałam osoby, którą zaprosiłam jako honorowego gościa pikniku. Cały czas nie mogła się poddać zabawie, gdyż nie wiedziałam, czy będzie, czy nie? Myśli mi się kłębiły ,że nie do końca moja niespodzianka wyjdzie. Nagle po występach młodych talentów zauważyłam , jest on we własnej osobie, Szybko podbiegłam do niego, przedstawiłam się i opowiedziałam mu, dlaczego zorganizowałam ten piknik. Wtedy wspólnie wymyśliliśmy piękny plan.
Weszłam na scenę, wzięłam mikrofon i powiedziałam:
- Uwaga ,uwaga przedstawiam Państwu gościa honorowego Prezydenta Miasta Torunia Pana Michała Zaleskiego!
Po moim wstępie nasz włodarz miasta zaczął swoje przemówienie.
- Drodzy Państwo, wszyscy zebrani!
Chciałbym Państwu podziękować za tak liczne przybycie na piknik rodzinny , zorganizowany przez młodą osobę Agatę na rzecz jej starszego przyjaciela Pana Stanisława. W naszym mieście pokolenia łączą się , wszystkie bariery wiekowe w takich wydarzeniach zacierają się. Pragnę poinformować Państwa ,że piknik rodzinny, który w dniu dzisiejszym tu się odbywa, będzie kontynuowany co miesiąc, w okresie od kwietnia do września pod hasłem: ” Toruń łączy pokolenia”. Dzięki takim inicjatywom nasze miasto jest idealnym miejscem do życia i dla seniorów, i dla dzieci. Daje możliwość wspólnego spędzenia czasu, aktywnie i atrakcyjnie . A teraz oddaje głos organizatorce Pani Agacie.
- Drodzy mieszkańcy i wszyscy zebrani! Chciałabym bardzo podziękować Panu Stanisławowi, to on mnie zainspirował do organizacji tego wydarzenia. I z tego miejsca chciałabym mu podziękować. Panie Stanisławie dziś jest Pan Prezydentem, bo dzięki panu to miejsce wróciło do dawnej świetności. Dziękujemy.
Dalsza zabawa przebiegła wspaniale, wszyscy zadowoleni wróciliśmy do codzienności. Park tętni życiem, zwłaszcza dzieci chętnie tu przychodzą pograć z Panem Stanisławem i innymi seniorami w gry z ich dzieciństwa. Wolą takie zabawy niż siedzenie i granie na telefonie.
Zapomniałam dodać ,że często w parku odwiedza nas nasz Prezydent Miasta Pan Michał Zaleski, zrzuca marynarkę i gra z nami w zbijaka.
Od tego momentu Pan Stanisław nigdy już nie jest sam, zawsze jest przy nim jakaś bratnia dusza no i oczywiście ja – WALECZNA AGATA.
fot. Wojtek Szabelski